wtorek, 21 czerwca 2011

Loo Abeensky

Nigdy nie potrafię się zamknąć, kiedy trzeba.


Będzie krótko i mało literacko.
Polazłam dzisiaj po jeden z ostatnich wpisów, tym razem z historii literatury, do przemiłej kobiety, którą zresztą bardzo lubię. Pyta mnie ona w związku z wpisem tymże, co dostałam z kolokwium. Odpowiadam, że tróję, jak zawsze zresztą, trójeczkę moją ukochaną i przeznaczoną. Matka przełożona dopytuje, czy mam problemy z lekturami i wpisuje mi piękne cztery-i-pół, na które nie liczyłam w najśmielszych snach. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie obudził się we mnie mały werysta-anegdociarz. Opowiadam więc anegdotę:


-Proszę sobie wyobrazić, prawie oblałam egzamin z romantyzmu, ponieważ dostałam pytanie o główny wątek fabularny w Zemście Fredry. Chodziło, oczywiście o nieszczęsny mur. Zemstę z pięć razy czytałam, a tu nic. Zaćmienie. Taki wstyd. I jak udowodnić, że człowiek nie jest głąbem?


Miła Doktor skwitowała to lakonicznym: "Ojej". A ja, jak to ze mną bywa, wyszłam beztrosko z gabinetu, potem z budynku, następnie opamiętałam się i wróciłam, by sprawdzić termin pewnych konsultacji, ponownie opuściłam budynek Wydziału Filologicznego i nagle zaczęłam zdawać sobie sprawę  z tego, co powiedziałam.Tak, tak jest, teraz będę się quasi-publicznie gnębić, żeby odkupić swoje winy i swoją żenadę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz