niedziela, 13 maja 2012

Warszawskie Targi Książki

Kilka godzin temu wróciliśmy z Rafałem z Targów Książki, co to się odbywają już od czwartku, a na które dostaliśmy się dzięki nieocenionemu portalowi Lubimy Czytać. Boże, czegóż to ja się nie dowiedziałam!

Po pierwsze, Zeszyty Literackie wydały (po raz pierwszy od lat 50.) Ziemię berneńską Jerzego Stempowskiego. Hurra, hurra, hurra! Książka ukazała się w serii podróżniczej (nie wiem, czy to prawdziwa nazwa, ale pozycje wchodzące w jej skład są połączone projektem okładek i tematem, więc...), tej samej, co W podróży Sandora Máraia*. 

Po drugie: Ongrys wznowił fantastyczną Antresolkę Profesorka Nerwosolka, której dystrybucją zajmuje się (o ile dobrze pamiętam) Gildia. Komiks jest przepięknie wydany i przepięknie drogi (250zł, na Targach można było kupić go za 199zł). Przy okazji pozdrawiam dziewczę, które teatralnie przewróciło oczami, kiedy zaczęłam się książką podniecać. Mam nadzieję, że Twój pies zarzyga Ci cały dywan, cześć.

Po trzecie - był Taschen! A na ich stoisku, bodaj najciaśniejszym i jednym z bardziej zatłoczonych, takie cuda jak: Scrapbook Cartiera-Bressona, kilka albumów Parra, wielkie tomiszcza agencji Magnum i inne rarytasy.

Po czwarte - i ostatnie - na najwyższym piętrze, w sektorze C, wśród stanowisk Karakteru, Czarnego, Gildii, Kultury Gniewu przyuważyliśmy śliczny, śliczny komiks: Somnambule. Niestety, zdążyłam go jedynie pobieżnie przejrzeć, ale styl rysunków zapowiada coś naprawdę fajnego. Zobaczymy, chyba dorwę, bo niedrogo.

______________________________________________________________________________
*Sprawdziłam odmianę. A jednak, 'Máraia'.

wtorek, 1 maja 2012

Witajcie, powracające zdania

Problem wywróconej na nice świadomości człowieka ocalałego z masakry, kłopoty z odnalezieniem się w rzeczywistości, która sprawia wrażenie rozpadającej się, obcej, coraz mniej istotnej – doświadczenie zła łączy w sobie wiele elementów. Pojawiają się one w różnych konfiguracjach w rozmaitych reportażach z całego globu, a także w książce Witajcie, powracające widma Kossiego Efouiego, Togijczyka, mieszkającego obecnie we Francji. Tym razem więc, dla odmiany, w powieści. Ale nie takiej znowu zwyczajnej, bo Widma to rodzaj antologicznej, fabularyzowanej relacji z całego wachlarza problemów Afryki, kompendium skompresowanego do dwustu czterech stron kompletnego bałaganu, który skrzętnie zamiata się pod dywan. Niby fikcja, ale jakoś bez przerwy przywodząca na myśl konkretne miejsca, czasy. Efoui osadza akcję swojej historii w zlepku rzeczywistych państw i miast, Glorii. Jaka tam Gloria! To przecież Rwanda! Albo RPA! Lub Uganda! Sudan może? – miałam ochotę zakrzyknąć, w zależności od tego, o czym autor napomykał ustami bohaterów. Trudno byłoby jednak z pewnością stwierdzić, który realny kraj autor przemyca najczęściej; a zresztą – po co? Gloria Grande to miasto-metafora, a Gloria Południowa i Północna to państwa-metafory, co do tego nie ma wątpliwości i to wystarczy.

Sytuacja bohatera (będącego jednocześnie narratorem), który wraca do ojczyzny po dekadzie od bratobójczych walk, jest nie do pozazdroszczenia. Wyjeżdżając pozostawił dwójkę swoich przyjaciół: cytującego (europejskich i nie tylko) klasyków nauczyciela Mozayę i Asafo Johnsona, z którymi niegdyś tworzył trupę teatralną, Teatr Dowodów Winy. Wraca do świata, z którym nie łączy go już właściwie nic. Paczka rozpadła się na zawsze, z powodów, których można się bez problemu domyślić (Rwanda! Rwanda!), a w powietrzu wciąż wisi smród wrogości, jaka rzadko się zdarza, na próżno przeganiany przy pomocy ślepej propagandy, o mocy odstraszania odoru porównywalnej do plastikowych kwiateczków. Akcja Widm będzie między innymi opowieścią o tym, co potem, walką o możliwość dalszego życia. Czy zakończoną sukcesem, czy porażką – ani myślę zdradzać. 

Witajcie, powracające widma jest książką bardzo nierówną. Perły są często rozdzielone partiami tekstu, który, mam wrażenie, możnaby spokojnie okroić bez straty dla stylu, a nawet dla fabuły. Wyrażenia powtarzają się, znienacka wyskakują dygresje, wersaliki. Narracja bywa to płynna, to chaotyczna i poszarpana. Nie tak bardzo, jak w innej powieści Karakteru, Kielonku Mabanckou, nie jest to bałagan formalny, a treściowy. Chaos zresztą nie jest nigdy wadą sam w sobie; problematyczne jest to, w jaki sposób autor usiłuje go ubrać w kubraczek języka i czy robi to z wdziękiem tancerki, czy słonia. (…)słowo ludzkie jest jak pęknięty kocioł, na którym wygrywamy melodie godne tańczącego niedźwiedzia, gdy chcielibyśmy wzruszyć gwiazdy. Widma nie są wprawdzie godne niedźwiedzia, ale wydaje mi się i u gwiazd niewiele zdziałają. Znajdują się gdzieś pośrodku. Pozycja niezła, ale nie genialna.

Jeszcze dwa słowa o oprawie graficznej; mowa przecież o Karakterze, który projektowanie książek w Polsce przeniósł na nowy poziom i sądzę, że wiele osób się ze mną zgodzi. Widma to cud wydawniczy. Prosta, niebieska okładka z białym kołem tytułu, do tego papierowa, nielakierowana obwoluta z wydrukowanymi po wewnętrznej stronie innymi powieściowymi propozycjami Karakteru; w środku Malaga i jej zaczepne k. Nie spotkałam się jeszcze w życiu z wydaniem, które tak dobrze leżałoby w ręku i tak łatwo poddawało różnym przyzwyczajeniom czytelniczym. Niezależnie od tego, czy tomik trzyma się w jednej ręce, w obu, w powietrzu, czy kładzie na stole – zawsze będzie łatwo, przyjemnie i bezproblemowo. 

(Za egzemplarz powieści dziękuję Wydawnictwu Karakter i portalowi Wywrota.pl)

Kossi Efoui, Witajcie, powracające widma
Wydawnictwo Karakter
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 420