poniedziałek, 4 marca 2013

Bezizmizm



Gdyby ktoś ciemną nocą zakradł się do mojego domu, rzucił na stół „102 nowych artystów” i z okrzykiem: Masz opisać tę książkę jednym zdaniem, jakie to będzie zdanie?! przyłożył mi do głowy naładowaną Berettę… Cóż, smutna prawda wygląda tak, że prawdopodobnie byłaby to ostatnia rzecz, którą ktokolwiek by do mnie powiedział. Załóżmy jednak na moment, że jakimś cudem zachowuję przytomność, w tle rozbrzmiewa muzyczka z Miami Vice, z nieszczelnego kranu głośno skapuje woda. Odparłabym wówczas: Ten album jest wszystkim, co chciałam znaleźć w Decydującym momencie Adama Mazura. Powinien go Pan koniecznie skądś wytrzasnąć. I proszę, z łaski swojej, opuścić tę lufę.

Grubą, przyjemnie ciężką, ponad trzystustronicową, ale miękką bryłę otwiera zaskakująco prosta, biała okładka. Nie ma na niej nic, oprócz wytłoczonego wielkimi czarnymi literami przytoczenia rodem ze wstępu: Nie brak w tej książce zdecydowanych sądów, nie znajdziecie w niej jednak żadnych izmów. Na dole pojawiają się skromne tytuł i personalia Autorki, z tyłu – kolejne zdanie-perełka: Próba zarysowania możliwie szerokiego spektrum nowej generacji artystów działających na arenie międzynarodowej przypomina wbijanie szpilek w koński zad. Jakkolwiek by patrzeć, z każdej strony zapowiada się pozycja swobodna, tworzona z myślą o edukowaniu ciekawskich, ale i o zabawie. Zróbmy z tego duetu trio, dołączając rzetelność; właśnie trzymamy w dłoniach receptę na świetną książkę oraz coś, co ten przepis realizuje.

Taiyo Onorato & Nico Krebs
Także wewnątrz album jest graficznie prosty jak kropka – ilość wizualnych smaczków, finezyjnych znaczków, separatorów, krojów, została zredukowana do tego, co absolutnie niezbędne, aby wiedzieć, na której stronie się znajdujemy, o kim czytamy, kiedy się urodził, gdzie i o co mu chodzi. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, takie rozwiązanie już po kilku minutach jest zupełnie nieodczuwalne, przede wszystkim ze względu na ogromną liczbę doskonałych fotografii, instalacji, obrazów, rzeźb i grafik, przy których czarny, jednostajny tekst staje się – istotnym, ale jednak – dodatkiem.


Harry Burden

Co kierowało Franceską Gavin przy wyborze prac? Dobre pytanie. Strzelam, że Francesca Gavin, a ponadto niewiele więcej. Mniejsza zresztą o takie szczegóły, bo efekty są naprawdę świetne. Wspaniałe ujęcia duetu Taiyo Onorato + Nico Krebs, ruchome rzeźby Ronniego Yarisala i Katji Kublitz, instalacje Steve'a Bishopa, niepokojące obrazy Mathew Weira – różnorodność prezentowanych dzieł jest wielka, nie sposób się nudzić; ponadto w wielu przypadkach „102 nowych artystów” jest jedyną okazją do obejrzenia ich u nas w formie drukowanej. Brytyjka zadaje każdemu z twórców pięć pytań (czasami liczba ta powiększa się o jedno-dwa dodatkowe), które mają przybliżyć ich filozofię i relację ze „spotkań ze światem”1 w jak najbardziej skondensowanej formie. Zdarzają się sytuacje, w których takie teoretyczne fundamenty wypadają nieciekawie, zostaje to jednak zamortyzowane w dwójnasób: po pierwsze dzięki pracom, zawsze obecnym z boku i gotowym na zatarcie złego wrażenia, a jeżeli i to nie pomaga – przy pomocy innych, lepszych artystów, dzięki którym o tych słabszych zapomina się prawie od razu.



Yarisal & Kublitz
Książka została przy okazji wejścia na nasz rynek doprawiona Polakami: Normanem Leto i Jankiem Simonem, wobec czego zmianie uległ i tytuł (w oryginale „100 New Artists”). Obaj Panowie nie odstają zupełnie od reszty, zastanawiam się jednak nad powodami takiej modyfikacji. Sytuacja, w której dostajemy edycję specjalną, jest naprawdę dziwna. To pierwsza wątpliwość. Druga dotyczy tłumaczenia tekstu, które co najmniej dwóch miejscach dramatycznie szwankuje. Ewa Gorządek, odpowiedzialna zarówno za wybór Leto, Simona, przekład i, wskutek tego ostatniego, za mój wielki wybuch śmiechu, w przypadku tytułów dwóch obrazów Jaysona Scotta Mussona nie popisała się. „Cloverfield”, będące nawiązaniem do opowiadającego o wielkim, pustoszącym Nowy Jork, potworze filmu, stało się „Polem koniczyny”, „Not on my watch” zostało przemianowane na „Tylko nie na mój zegarek”. Niby niewiele, ale podkopuje to zaufanie do polskiej wersji tekstu. Nie udało mi się wyłapać niczego więcej, niemniej już do końca czułam się jak małe, uważające na każdy krok dziecko na polu minowym.

Lubię myśleć sobie, że mogło być gorzej. Pani Ewa zaserwowała wprawdzie kilka baboli, ale, summa summarum, w moje ręce trafiła naprawdę zajmująca książka. O tym, jak wyglądałaby antologia, gdyby pisano ją u nas, dowiedzieć się można dzięki stronie internetowej Programu Drugiego Polskiego Radia. Umieszczono na niej pewien bardzo ciekawy tekst, który odnosi się do albumu:

Czemu autorka pominęła polskich artystów? To ciekawe pytanie. Przeglądając książkę nie znalazłem odpowiedzi powiedział Jarosław Suchan. W jego ocenie sztuka współczesna się zglobalizowała, już nie powstaje tylko w Europie i USA, także zdemokratyzowała się, jest coraz więcej interesujących artystów. Wybór 100 dobrych artystów współczesnych tylko w Niemczech stanowiłby pewien problem – ocenia szef Muzeum Sztuki w Łodzi. Podkreśla on także brak odautorskiego komentarza, wyjaśnienia dlaczego Ci artyści. Nieprzygotowany czytelnik może odnieść wrażenie, że nie jest to subiektywny wybór artystki, tylko że to zobiektywizowany wybór najistotniejszych twórców. Brak wypowiedzi krytycznych negatywnie odbiera także Hanna Wróblewska. – Byłoby ciekawiej przeczytać nie tylko krótkie wywiady z artystami, ale także czytelny opis ich twórczości przygotowany przez jakiegoś krytyka podkreśla dyrektor Narodowej Galerii Sztuki "Zachęta”.2 [pisownia oryginalna – przyp. Aut.]

Mathew Weir
Jak głupi i naiwny (nie zaś „nieprzygotowany”) musiałby być czytelnik, aby autorski w y b ó r artystów z całego świata, traktować jako rzecz obiektywną? Dlaczego to, że w książce domyślnie nie było Polaków, musi cokolwiek znaczyć? Z jakich to powodów Brytyjka miałaby tłumaczyć się ze skompletowanej listy nazwisk? Czy wypowiadający się wiedzą w ogóle, co Gavin pisała we wstępie? Dlaczego tekst krytyczny:
a) ma sprawiać, że książka będzie ciekawsza, a nie nudniejsza?
b) miałby zostać napisany przez "jakiegoś", a nie "dobrego" krytyka?
I najważniejsze: kto miałby być tym krytykiem? Pytania, pytania, pytania.

Żadnych izmów” – pisze o swojej książce Pani Francesca. „Obejmuje to, co kształtuje się dynamicznie jako najbardziej aktualna fala różnych postizmów, a jeszcze przed nową, nieuchronną klasyfikacją”  odpowiada jej opis na stronie polskiego wydawcy. Izmizm, wygląda na to, ma się u nas bardzo dobrze. I pewnie dlatego pozycje takie, jak ta, nadal trzeba importować.


Ola Lubińska



(Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Lubimy Czytać; za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Arkady)

____________________________________
1 Jak malarz lub poeta wyraziłby coś innego, niż jego spotkanie ze światem? – Maurice Merleau-Ponty.
2 Źródło: http://www.polskieradio.pl/8/402/Artykul/720093,Janek-Simon-ciekawosc-i-anarchizm-to-zrodla-mojej-sztuki