czwartek, 2 sierpnia 2012

W przeciwieństwie do Afrodyzjaku zewnętrznego, Niebezpieczeństwa onanizmu nie wydały mi się aż tak zabawne; są za to dość przerażające. Biedni chłopcy! Wychudzeni, obolali, zwykle w stanie przedagonalnym, wypytywani przez pochylonego nad nimi konowała, czy aby na pewno przez całe swoje krótkie życie grzecznie trzymali ręce na kołdrze. Pozostaje mieć nadzieję, że listy i opowieści z książeczki są owocami dydaktycznych zapędów doktora Doussina-Dubreuila i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. 


Tym razem obyło się bez puszczania oka zza wdzięcznego traktaciku naukowego, wszystko jest na serio. Onanizm kończy się wyciekami ze wszelkich istniejących otworów ciała, tłustymi wymiotami, wypadaniem zębów, a chory z wolna zaczyna przypominać zasuszone natronem zwłoki. Na finiszu zwykle oczekuje go śmierć w mękach, chyba że w porę opamięta się i zacznie używać swoich palców do bardziej godnych celów - monsieur Jacques zwykle wymienia w tym miejscu modlitwę. Niekiedy jednak i to nie pomaga, a smutny młodzieniec, tak czy owak, dokonuje żywota z rękoma we własnej słabiźnie.


Posłowie tłumacza i zestaw rycin domykają Niebezpieczeństwa onanizmu; pierwsze zapewnia skompresowaną do kilku stronic historię recepcji masturbacji, od św. Tomasza po Rousseau, Kanta, Tissota, zahaczając przy okazji o biopolitykę i Agambena wespół z Foucaultem. Drugi jest zamkniętą w szesnastu ilustracjach historią od chłopaka do wraka, wyciągniętą z wydanej anonimowo książki o dramatycznym tytule Książka bez tytułu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz