sobota, 14 lipca 2012

Kolejna głowa prokonsula

Amerykańskie wydanie Eugeniusza Oniegina w opracowaniu Nabokova składa się z dwóch tomów zawierających utwór i dwóch tomów przypisów. Márai nie osiąga wprawdzie aż takiego natężenia komentarza, obserwacji i objaśnień, niemniej jednak nie są to typowe faktograficzne teksty dziennikarskie, a ten, kto ich oczekuje, nie ma pojęcia do jakiej kategorii pisarza się zbliżył. Węgier ma niezwykle kontemplacyjne podejście do podróży: to proces, który zachodzi w podróżującym. Bardziej istotny od zaliczania kolejnych zabytków jest zachwyt nad jakimś niewiele znaczącym detalem, nad klamką, krzesłem.

***

Na początku czujesz pojedyncze dźgnięcia miniaturowych sztylecików, lekkie ukłucia to tu, to tam i już wiesz, że coś się dzieje. Z czasem przybierają one na sile; zanim się obejrzysz, jesteś ze wszystkich stron nadziewany na skierowane w twoją stronę szpikulce. Poszturchiwany, wydany na pastwę setek tysięcy razów, wisisz nad światem i ogarniasz go zbolałym wzrokiem, gdy tymczasem on nieodwracalnie zmienia się na twoich oczach. Wszystko rozpada się, ale i z tych kawałków można ulepić coś wartego uwagi. Wówczas zaczynasz pisać, a kiedy piszesz, brzmisz dokładnie jak Márai i jak Stempowski. Chodzisz po ulicach, po chodnikach, obserwujesz i wiesz, że nic nie można zrobić.

Tak to sobie przynajmniej wyobrażam.

środa, 11 lipca 2012

Widzieć, słyszeć, odczuwać

Nie potrzebujemy hermeneutyki, a erotyki sztuki” – podsumowuje Piękna Susan w tekście Przeciw interpretacji, otwierającym jej klasyczny już zbiór esejów o literaturze, teatrze i zjawiskach kultury. Reszta tomu zachowuje podobny ton nie znoszącej sprzeciwu stanowczości; sprawi on, w zależności od poglądów czytelnika, że wnioski autorki będą wyglądać albo na czyste i błyskotliwe, albo apodyktyczne i bzdurne. Ścieżka, którą podążają myśli Sontag, świeżość jej obserwacji (mimo upływu lat) oraz autentyczne zamiłowanie do tego, o czym pisze, mają jednak szansę, na co liczę, zainteresować nawet tych, którzy z autorką się nie zgadzają, lub są nudnymi ludźmi i z jakichś względów preferują raczej hermeneutykę.

Nie biorąc pod uwagę porozrzucanych po starych numerach Literatury na Świecie dwu, czy trzech pism, Against interpretation and other essays po polsku i w całości mamy okazję trzymać w dłoni po raz pierwszy. Po 46 latach oczekiwania! Czułam się rozbawiona, czytając na stronie wydawnictwa Penguin Classics: Originally published in 1966, it has never gone out of print, gdy tymczasem w Polsce (do maja) it has never been i n print. Mniejsza o to, w końcu się doczekaliśmy. Książka jest w stanie, przy odpowiednim użyciu, przefasonować i twarz, i umysł: ponad czterysta stron nawet w miękkiej okładce stanowi coś pomiędzy pozycją wydawniczą a materiałem budowlanym. Jeżeli zaś mowa o zmianie myślenia: jest to ta przemiła chwila w życiu recenzenta, w której może stwierdzić, bez zbytniego zadęcia i patosu, czyli tak, jak stwierdza się rzecz oczywistą, że pojawiła się wybitna rzecz, absolutny must have, a raczej must readmust remember. Nie książka 'dobra', 'przyzwoita', lecz – przełomowa. Wiem, wiem, nic odkrywczego, ale nie mogłam sobie tego odmówić.

O czym tym razem pisze Susan? Przeciw interpretacji[...] podzielono na pięć bloków; każdy z nich odróżnia od pozostałych tematyka elementów składowych. Pierwszy rozdział zawiera dwa eseje, tytułowy oraz słynny O stylu; w skład części drugiej wchodzą teksty traktujące o konkretnych dziełach pisarzy i poetów (Pavese, Weil, Camus). Dalej natknąć się można na teatr (Ionesco; Marat/Sade w reżyserii Petera Brooka, a do tego teorie Artauda), kino (Godard, Bresson), w centrum ostatniego rozdziału zaś znajdują się kultura i społeczeństwo (Sontag analizuje tu sztukę happeningu, religijność we współczesnym jej świecie; definiuje również pojęcie kampu w Zapiskach o kampie). Nazwiska i zjawiska wymienione w nawiasach nie wyczerpują rzecz jasna zasobów książki, są jedynie przykładami; ale nawet kompletna ich lista nie stanowiłaby tak naprawdę o wyłącznej tematyce tekstów. Przeciw interpretacji[...] jest czymś więcej.

Wojciech Nowicki, recenzując książkę dla "Gazety Wyborczej", zauważył, że „choć to jedno ze szczytowych osiągnięć dwudziestowiecznej eseistyki, to wiele tematów wówczas nowych i pasjonujących dziś należy do przywiędłego kanonu. Po co więc to polskie wydanie Sontag dzisiaj, w całości, jak gdyby nie upłynęło pół wieku?”[1] Aż strach pomyśleć, co pan Nowicki napisałby o kolejnych edycjach Montaigne'a! Proszę mi wybaczyć bezczelne nabijanie się, próbowałam jednak podejść do tego stwierdzenia z różnych stron i żadna z tych prób nie sprawiła, bym mogła się z nim zgodzić. Utwory, omawiane niegdyś przez Susan w kategorii absolutnego novum, przeszły wprawdzie do pudła ometkowanego jako 'klasyka', podobne jak same teksty autorki, nie znaczy to jednak, by się zdezaktualizowały – nie byłyby wówczas żadnym kanonem a zbiorem nieistotnych paproszków, nie wytrzymujących próby czasu. Nie Godard, Camus, czy Sarraute są w Przeciw interpretacji[...] najistotniejsi:

Chociaż w książce tej dużo mówię o konkretnych dziełach sztuki oraz – pośrednio – o roli krytki, jestem świadoma, że znikomą część zebranych tu esejów można by uznać za teksty krytyczne w czystej postaci. Wyjąwszy kilka artykułów o charakterze dziennikarskim, większą część tekstów można by chyba określić mianem metakrytyki, jeśli słowo to nie jest zbyt poważne. Zajmowałam zaangażowane stanowisko wobec p r o b l e m ó w, które stawiały przede mną dzieła […] – pragnęłam ujawnić i wyklarować założenia teoretyczne, stojące za określonymi rodzajami sądów i gustów.

Mam na temat przywiędłości Przeciw interpretacji[...] zdanie dokładnie przeciwne temu, co sądzi pan Nowicki: zabranie głosu w dyskusji na temat istnienia/nieistnienia, istotności/nieistotności kategorii 'formy', 'treści', na temat roli sztuki, tego, czy napchanie ideami częściej ubogaca ją, czy rujnuje – i gdzie znajduje się moment oddzielający jeden i drugi stan – tego, czy sztuka jest polityczna, czy powinna być, czy też nie, jest prawdziwą treścią esejów amerykańskiej intelektualistki, tym, co zapewniło im pozycję, którą się cieszą; sama dyskusja jest od nich przy tym o wiele starsza i prawdopodobnie nigdy nie dobiegnie końca.

Wydawnictwo Karakter jak zwykle wykonało kawał dobrej roboty. Kolejna pozycja w ich sontagowej serii pod względem estetycznym jest kontynuacją dwóch poprzednich tomów: O fotografii i Widoku cudzego cierpienia. Biało-kremowa, miękka okładka, karakterystycznie lakierowana, z nazwiskiem autorki i tytułem wypisanymi krojem w tym samym rozmiarze, do tego wkomponowany w okładkę fragment tekstu – a wszystko Filosofią Zuzany Ličko. Przemek Dębowski, moi mili Państwo! Wygląda na to, że pan Dębowski jest odpowiedzialny za prawie wszystko, co na polskim rynku wydawniczym warto oglądać (oprócz czytania, oczywiście): nowy Calvino, Łoziński, Akunin, cały Karakter właśnie, piękna kolekcjonerska seria Gombrowicza. O ile pamięć mnie nie zwodzi, jesienią należy spodziewać się kolejnego dzieła Susan; tym razem będą to jej dzienniki. Ciekawe, na jakie zestawienie kolorystyczne, format i rodzaj okładki zdecyduje się projektant.

Sontag, zachwycając się Smutkiem tropików Léviego-Straussa, zupełnie niechcący, ale w bardzo precyzyjny sposób, opisała swoją własną książkę:

Jest ścisła, subtelna, śmiała w myśli, a przy tym pięknie napisana. I jak wszystkie wielkie książki nosi znamiona absolutnie osobistej; przemawia ludzkim głosem.

Rzetelne, napisane z pasją teksty teoretyczne są rzadkie i cenne. Nie zastanawiajmy się nad tym, czy należy je wydawać; po prostu to róbmy.

Aleksandra Lubińska

________________________________________________
[1]http://wyborcza.pl/1,75517,11816853,Susan_Sontag__Pani_kontrowersja_idzie_na_wojne.html
Pozostałe cytaty za: Susan Sontag, Przeciw interpretacji i inne eseje, Kraków 2012.


(Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Karakter. Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Wywrota.pl)

wtorek, 10 lipca 2012

Some chairs are better than others



No i stało się. Ignorancja w kwestii dizajnu, tuczona latami przez potrzeby i możliwości wolnego rynku, wyrosła nam ostatecznie na nowy analfabetyzm. Wiem, że to wygląda na grubą przesadę - złe projektowanie wydaje się zupełnie nieszkodliwe, zwykle nie zabija, a tam, gdzie można, zatrudnia się specjalistów. Problem w tym, że sami również projektujemy; ma to kolosalne znaczenie dla naszego samopoczucia, a zwykle kończy się chaosem, choć nie powinno. Pracowicie sprowadzamy do domu meble, akcesoria i inne klamoty: to ładne, tamto również, razem wprawdzie nie bardzo, ale trudno. Budujemy okropne domy, zaraz obok jeszcze brzydszych, tworząc kakofoniczny kolaż. Nie umiemy chyba rezygnować i brakuje nam spójnych wizji, tymczasem piękno wymaga drobiazgowości. Nie bardzo wiemy też, z czego czerpać. W dwu pierwszych przypadkach jesteśmy, niestety, pozostawieni sami sobie; w trzecim może wspomóc nas internet. I odpowiednia lektura.
Penny Sparke, angielska historyczka dizajnu, kuratorka wystaw i autorka siedemnastu tytułów wydawniczych, wykładająca do 1999 roku na Royal Collage of Art w Londynie, debiutuje w Polsce z przytupem: jej Design. Historia wzornictwa jest doskonałym wprowadzeniem do tematu projektowania, pełnym fotografii dotrzymujących kroku tekstowi – przy tej ilości modeli różnych przedmiotów (a każdy został przecież nazwany!) pozbawiony ilustracji laik byłby zmuszony odrywać się od lektury raz za razem. 
Książkę podzielono na pięć części tematycznych: pierwsza traktuje o procesie krystalizowania się zawodu i zadań projektanta oraz przechodzeniu od produkcji rzemieślniczej do maszynowej, druga o projektowaniu domu, głównie w oparciu o idee modernizmu. W rozdziale trzecim prym wiedzie wojna (światowa) oraz jej wpływ na dizajn, czwarty omawia utopijne i antyutopijne tendencje powojenne i ich realizacje w dziedzinie wzornictwa. Piąty – ostatni – zbliża się do czasów nam współczesnych, zwracając uwagę na trendy ekologiczne, jak również na postępujący rozrost świata wirtualnego, który także jest przecież projektowany – kto zachwycał się lokacjami z Grand Theft Auto czy L.A. Noire albo zacinał w idiotycznie pomyślanym lochu z jakiegoś RPG-a, ten wie, o czym mowa. W każdym rozdziale umieszczono poza tym sylwetki postaci kluczowych dla konkretnego czasu czy kierunku – Eamesowie, Panton czy Le Corbusier otwierają wcale długą listę.
Wyciskacz do cytrusów Juicy Salif, niezwykłej, nieprzemijającej urody lampa Anglepoise (słusznie znajdująca się zaraz obok dwóch modeli pochodzących z manufaktury Artemide: Tizio, kanciastego jak ramiona marynarki Grace Jones oraz zgrabnego Tolomeo) i tkaniny Williama Morrisa umieszczone są, jak na tekst historyka i kuratora przystało, w szerszym kontekście – ekonomicznym, społecznym, gospodarczym. Clou książki stanowią jednak krzesła, powracające bez przerwy, w różnych wariacjach: od nieśmiertelnego giętego Modelu 214 Thoneta do postmodernistycznego fotela Poltrona di Proust, tonącego w impresjonistycznych ciapkach koloru.


Kształt każdego pojedynczego mebla czy sprzętu ulegał na przestrzeni lat drastycznym zmianom, w zależności od dominującego poglądu na rolę wzornictwa czy preferowanych materiałów, dochodząc niejednokrotnie do tego newralgicznego punktu, po przekroczeniu którego nie bardzo wiadomo, z czym w ogóle mamy do czynienia. Niektóre krzesła są lepsze niż inne. Niektóre przedmioty starzeją się wolniej, psują rzadziej, pasują do większej ilości rzeczy, służą w sposób bardziej adekwatny. Warto o tym pamiętać. Warto się o tym dowiedzieć.


(Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Arkady. Recenzja - pod zmienionym tytułem - ukazała się pierwotnie na serwisie Lubimy Czytać.)

niedziela, 1 lipca 2012

Busyness serves as a kind of existential reassurance, a hedge against emptiness; obviously your life cannot possibly be silly or trivial or meaningless if you are so busy, completely booked, in demand every hour of the day.
Tim Kreider, The Opinion Pages