Oczekując na przybycie książki Afrodyzjak zewnętrzny albo Traktat o
biczyku, wyobrażałam sobie, że będę miała do czynienia z rodzajem
pisanej prozą literatury sowizdrzalskiej – pełnej rubasznego humoru i
niewybrednych żartów – albo z utworem, którego głównym zadaniem jest
zaopatrywanie spragnionych czytelników w literaturę specyficznie
erotyczną. Myślę, że co do tego drugiego mogłam mieć nieco racji, bo
mało to prawdopodobne, żeby w toku dystrybucji książeczka nie trafiła
raz czy dwa w ręce jakiegoś dojrzewającego dziewczęcia albo chłopięcia,
lecz jej zasadniczy zamysł był inny. Wydany w 1788 roku Biczyk ma bowiem
cechy traktatu naukowego, chociaż chwilami zamienia się w „ciosanie
kołków”, a cały obiektywizm na widok habitu zmienia się w proch i pył.
Ale o tym za moment.
Tymczasem o treści: na osiemdziesięciu pięciu
stronach François Amédée Doppet (znany z pierwszego wydania jedynie jako
"D*****, lekarz"), francuski medyk wyjaśnia, zgodnie z ówczesnym stanem
wiedzy, działanie intensywnego biczowania na organizm, a zwłaszcza na
przyrodzenie, opisuje skalę zjawiska i przedstawia galerię poukrywanych
po lupanarach (i nie tylko) nieszczęśników, dla których flagellacja jest
jedynym ratunkiem przed zupełną impotencją. Potem robi się jeszcze
ciekawiej. Zaprawiony solidną dozą osiemnastowiecznego racjonalizmu styl
Doppeta nie oszczędza żadnej spośród wziętych na celownik postaci.
Dostaje się – i to raz za razem! – duchownym, żyjącym w niezgodnym z
naturą celibacie, czerpiącym perwersyjną przyjemność z okładania się
nahajkami, rodzicom oraz nauczycielom, których jedynym remedium na
krnąbrność jest grzmocenie dzieci po tyłkach – czy to z powodu
bezradności, czy też lubieżnej ciągoty do oglądania obnażonych zadków.
Sam do rozpusty i libertyństwa – jak twierdzi – nie zachęca, napisane
przez niego rozdziały wspomóc mają oziębłych małżonków, a poza tym
doedukować cnotliwych ignorantów.
Tłumaczeniem książki z francuskiego zajął się Krzysztof Rutkowski,
odpowiedzialny również za przekład Sztuki pierdzenia oraz Niebezpieczeństw onanizmu; oba tytuły zostały wydane przez słowo /
obraz terytoria w ramach serii 10/15. Stylizowana polszczyzna zmienia Afrodyzjak zewnętrzny w klejnocik. Fani słów zapewne z wdzięcznością
przyjmą 'krochmalca', 'struganie sterczydeł' i 'swędniki'. Język jest
potoczysty, przepływa w naturalny sposób od tonu uczonego do zgryźliwej
ironii. Całości dopełnia warstwa graficzna, mająca nawiązywać do
estetyki wydań osiemnastowiecznych: z żywymi paginami zawierającymi
pierwsze sylaby tekstu ze strony następnej, zdobieniami na początku i
końcu każdego rozdziału oraz specyficznym krojem pisma.
Stanisław Salij, autor przycupniętego na końcu tomiku przeglądu
ilustracji Flagellacja w czterdziestu obrazach, w posłowiu go
zamykającym zauważa, że symbolika bata, neutralnego samego w sobie,
zmienia się w zależności od ręki, która go dzierży. Podobnie jest z Biczykiem, pasującym akuratnie i do pracy naukowej, i do kieszeni
podglądacza, który przez mały otworek w ścianie obserwuje kurtyzanę,
grzmocącą starców pozłacaną dyscyplinką. Chociaż po prawdzie, format tej
uciesznej książki wydaje się stworzony do ukrywania jej przed rodzicami
i małżonkami po szafkach oraz zakamarkach.
(źródło: Lubimy Czytać; za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu słowo / obraz terytoria)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz