
Akcja książki rozgrywa się w Luandzie lat 80.; wojna domowa trwa w najlepsze – i jeszcze długo będzie – a kraj w ramach zimnowojennych rozgrywek znalazł się w radzieckiej strefie wpływów. Sowieccy żołnierze i robotnicy wznoszą mauzoleum zmarłego prezydenta, Agostinho Neto, tymczasem żyjące w nadmorskiej dzielnicy Praia do Bispo dzieci, nie mając większego wyboru, zajmują się dorastaniem. Niektóre z nich mają rodziców, wychowywaniem pozostałych zajmują się babcie, w tym tytułowa Agnette, zwana z racji pewnego bardzo niewielkiego braku Babcią 19. Sielanka, pozorna zresztą, kończy się w chwili, w której bohaterowie poznają plany wyburzenia ich domów; od tego momentu, wykorzystując cały posiadany spryt, dziecięcą brawurę, przeczytane książki oraz obejrzane filmy, zaczynają spiskować, by ocalić swój świat.
„Babcia 19” jest jedną z tych powieści, które zaczynają się swoim własnym zakończeniem; w tym przypadku oznacza to eksplozję kolorów. Barwy są wszechobecne, podobnie zresztą jak smutek. Wszystko, o czym pisze Ondjaki jest melancholijnie zabawne, piękne, tęczowe, ale już dawno zniknęło, albo nie istniało nigdy poza pamięcią i wyobraźnią. Które nie są znowuż od siebie tak bardzo odległe.
Ola Lubińska
(Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Lubimy Czytać; za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Karakter)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz