środa, 8 maja 2013

Aziz i Raja

Nie wiem, czy to nie będzie nadinterpretacja i czy ktoś się ze mną zgodzi, ale mam wrażenie, że pisarzy-emigrantów, ludzi, którzy zostali ze względu na okoliczności zmuszeni do opuszczenia znanych sobie miejsc, da się bezbłędnie rozpoznać po stylu, za pomocą którego opisują rozsypane kawałeczki wspomnień. Styl ów, jedyny w swoim rodzaju, stanowi mieszankę smutku, rezygnacji, niespieszności oraz specyficznego ciepła i nie u wszystkich występuje w jednakowym natężeniu. Jerzy Stempowski, na ogół powściągliwy, w chwili, w której pozwala sobie na igraszki z własną pamięcią, zmienia ton. Necla Kelek, niemiecka dziennikarka tureckiego pochodzenia wspominając Stambuł swojego dzieciństwa pisze miękko i z sentymentem – ale tylko wówczas. Raja Shehadeh, przedstawiając w „Palestyńskich wędrówkach” własne sarhy, co i rusz mierzy się z tym, czego nie da się już odzyskać, a także z samym procesem utraty, odbywającym się na jego oczach i odbijającym w języku. Rzecz dotyczy również prozy Máraiego. Zresztą, kto wie, może nie tyle o miejsca chodzi, co o zawiedzione nadzieje, a także o świadomość prawdziwego kierunku zachodzących zmian, który przeczuwa się i wieszczy, chociaż nikt nie wierzy w przepowiednie. Tak było ze Stempowskim, spacerującym po powojennych gruzach, z Kelek – konfrontującą się po latach z mało przyjemnym obliczem Turcji, tak było z Esterą i Penelopą Sandora, Sindbadem, z Rają, któremu dwóch młodych chłopaków groziło bronią na tak bliskich mu wzgórzach. I z Kirke. Właściwie ze wszystkimi tymi postaciami, rzeczywistymi bądź literackimi, po latach zauważającymi, że stąpają już wyłącznie po gruzach. Może ojczyzna to sila, tęsknota za utraconym – zastanawia się Kelek. Pewnie ma rację.

W nowej książce Shehadeha kwestia konfliktu palestyńsko-izraelskiego pojawia się po raz kolejny; tym razem jednak staje się tłem, na którym dochodzi do innego starcia: pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Aziz Shehadeh, prawnik, wizjoner, który pierwszych odwiedzających go po upadku Jerozolimy Żydów powitał kompletnym planem utworzenia dwóch równorzędnych państw, twardo stąpający po ziemi realista, wierzący niewzruszenie w rozwiązania polityczne. Po drugiej stronie jego syn Raja, równie charyzmatyczny, układający kwiaty, studiujący literaturę, potem prawo, założyciel organizacji al-Hak, skupiony na obronie praw człowieka i na zdobyciu akceptacji milczącego na ogół ojca. Obaj stają się, zgodnie z tytułem, „Obcymi w domu”, ludźmi, których porozumienie napotyka przeszkodę nie do pokonania: połączenie mocnych charakterów, niewypowiedzianych nadziei i pragnień oraz sytuacji politycznej, w jakiej przyszło funkcjonować obu mężczyznom.

Nieprawdopodobnie trudno jest podsumować tak osobistą książkę. „Obcy” to jednocześnie portret, próba rozliczenia się i opowieść o dojrzewaniu; zza tego wszystkiego prześwieca jednak cała feeria barw oraz kształtów krajobrazu dobrze znana z poprzedniego wydanego w Polsce reportażu autora. Młodszy Shehadeh pisze również o życiu na terenach Palestyny, o nielegalnych żydowskich osiedlach, skandalicznym traktowaniu palestyńskich więźniów, o sądownictwie i sobiepaństwie okupantów. Siłą tych fragmentów, podobnie jak w przypadku "Palestyńskich wędrówek”, jest absolutny brak zaciekłości. Raja niezmiennie pozostaje spokojnie zrozpaczony.

- Zadzwoń do Matildy Harb i przekaż, że nie możemy wykorzystać pełnomocnictwa, które nam przysłała. Każ jej odczytać ci tekst, zanim podpisze go u notariusza i sprawdź go dokładnie. Zrozumiałeś?

Aleksandra Lubińska

(Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Lubimy Czytać; za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Karakter)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz