Nie wiem, czy to nie będzie nadinterpretacja i czy ktoś się ze
mną zgodzi, ale mam wrażenie, że pisarzy-emigrantów, ludzi, którzy
zostali ze względu na okoliczności zmuszeni do opuszczenia znanych sobie
miejsc, da się bezbłędnie rozpoznać po stylu, za pomocą którego opisują
rozsypane kawałeczki wspomnień. Styl ów, jedyny w swoim rodzaju,
stanowi mieszankę smutku, rezygnacji, niespieszności oraz specyficznego
ciepła i nie u wszystkich występuje w jednakowym natężeniu. Jerzy
Stempowski, na ogół powściągliwy, w chwili, w której pozwala sobie na
igraszki z własną pamięcią, zmienia ton. Necla Kelek, niemiecka
dziennikarka tureckiego pochodzenia wspominając Stambuł swojego
dzieciństwa pisze miękko i z sentymentem – ale tylko wówczas. Raja
Shehadeh, przedstawiając w „Palestyńskich wędrówkach” własne sarhy,
co i rusz mierzy się z tym, czego nie da się już odzyskać, a także z
samym procesem utraty, odbywającym się na jego oczach i odbijającym w
języku. Rzecz dotyczy również prozy Máraiego. Zresztą, kto wie, może nie
tyle o miejsca chodzi, co o zawiedzione nadzieje, a także o świadomość
prawdziwego kierunku zachodzących zmian, który przeczuwa się i wieszczy,
chociaż nikt nie wierzy w przepowiednie. Tak było ze Stempowskim,
spacerującym po powojennych gruzach, z Kelek – konfrontującą się po
latach z mało przyjemnym obliczem Turcji, tak było z Esterą i Penelopą
Sandora, Sindbadem, z Rają, któremu dwóch młodych chłopaków groziło
bronią na tak bliskich mu wzgórzach. I z Kirke. Właściwie ze wszystkimi
tymi postaciami, rzeczywistymi bądź literackimi, po latach
zauważającymi, że stąpają już wyłącznie po gruzach. Może ojczyzna to sila, tęsknota za utraconym – zastanawia się Kelek. Pewnie ma rację.
W nowej książce Shehadeha kwestia konfliktu palestyńsko-izraelskiego
pojawia się po raz kolejny; tym razem jednak staje się tłem, na którym
dochodzi do innego starcia: pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Aziz
Shehadeh, prawnik, wizjoner, który pierwszych odwiedzających go po
upadku Jerozolimy Żydów powitał kompletnym planem utworzenia dwóch
równorzędnych państw, twardo stąpający po ziemi realista, wierzący
niewzruszenie w rozwiązania polityczne. Po drugiej stronie jego syn
Raja, równie charyzmatyczny, układający kwiaty, studiujący literaturę,
potem prawo, założyciel organizacji al-Hak, skupiony na obronie praw
człowieka i na zdobyciu akceptacji milczącego na ogół ojca. Obaj stają
się, zgodnie z tytułem, „Obcymi w domu”, ludźmi, których porozumienie
napotyka przeszkodę nie do pokonania: połączenie mocnych charakterów,
niewypowiedzianych nadziei i pragnień oraz sytuacji politycznej, w
jakiej przyszło funkcjonować obu mężczyznom.
Nieprawdopodobnie trudno jest podsumować tak osobistą książkę. „Obcy”
to jednocześnie portret, próba rozliczenia się i opowieść o
dojrzewaniu; zza tego wszystkiego prześwieca jednak cała feeria barw
oraz kształtów krajobrazu dobrze znana z poprzedniego wydanego w Polsce
reportażu autora. Młodszy Shehadeh pisze również o życiu na terenach
Palestyny, o nielegalnych żydowskich osiedlach, skandalicznym
traktowaniu palestyńskich więźniów, o sądownictwie i sobiepaństwie
okupantów. Siłą tych fragmentów, podobnie jak w przypadku "Palestyńskich
wędrówek”, jest absolutny brak zaciekłości. Raja niezmiennie pozostaje
spokojnie zrozpaczony.
- Zadzwoń do Matildy Harb i przekaż, że nie możemy wykorzystać
pełnomocnictwa, które nam przysłała. Każ jej odczytać ci tekst, zanim
podpisze go u notariusza i sprawdź go dokładnie. Zrozumiałeś?
Aleksandra Lubińska
(Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Lubimy Czytać; za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Karakter)
(Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Lubimy Czytać; za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Karakter)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz